Lęk klimatyczny – boimy się spojrzeć w oczy katastrofie

Obraz dzięki Freepik

Niepokój, strach, przygnębienie, przekonanie o nieuchronności katastrofy – z roku na rok psychiatrzy i psychologowie zauważają, że coraz więcej osób odczuwa cierpienie psychiczne związane z globalną zmianą klimatu. Czy ten lęk może dać nam motywację do działania, zamiast osłabiać i odbierać nadzieję?

Suma wszystkich lęków

Życie w obliczu rozwijającej się katastrofy jest trudnym doświadczeniem. Reakcją na nie są negatywne uczucia: lęk, gniew, poczucie winy, smutek i żal za tym, co nieuchronnie stracimy. W literaturze psychologicznej pojawia się nawet termin „żałoba klimatyczna”.

Magdalena Gawrych z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w artykule dla czasopisma „Psychiatria Polska” pisze tak:

W ostatnich dziesięcioleciach pojawiła się nowa terminologia odnosząca się do zmian klimatycznych i zdrowia psychicznego, obejmująca „solastalgię” (szeroko rozumiane cierpienie psychiczne, w tym poczucie straty wywołane doświadczanymi zmianami środowiskowymi) oraz „lęk ekologiczny” (lęk lub żałoba przeżywane w związku z antycypowaną degradacją lub zmianą środowiska).

Przed szczytem klimatycznym w Glasgow w 2021 r. brytyjski zespół z Uniwersytetu w Yorku opublikował wyniki badań społecznych, z których wynikało, że 78% Brytyjczyków odczuwa lęk związany ze zmianą klimatu, przy czym 41% deklarowało, że strach ten ma bardzo duże lub ekstremalne nasilenie. Szersze badania na ten temat przeprowadził międzynarodowy zespół koordynowany przez inny brytyjski uniwersytet – w Bath. Wyniki opublikowane w czasopiśmie The Lancet pokazały, jak wielki lęk wynikający z zagrożeń klimatycznych odczuwają młodzi ludzie (między 16 a 25 lat) w 10 krajach w różnych regionach świata.

Szczególnie wyraźne katastroficzne nastroje są tam, gdzie już można silnie odczuć skutki globalnego ocieplenia, np. w Indiach i na Filipinach. Ponad 70% badanej młodzieży z obu tych krajów podzieliło się odczuciem, że „ludzkość jest skazana na zagładę”. W krajach europejskich i w USA odsetek osób udzielających tej odpowiedzi jest niższy, ale wciąż bardzo wysoki. Najbardziej optymistyczna wydaje się być młodzież z Nigerii – nadchodzącą zagładę przeczuwa tam „tylko” 42%.

Średnio 39% badanych zadeklarowało, że rozważa rezygnację z posiadania dzieci w obliczu niepewnej przyszłości. Najwięcej w Brazylii (48%) i na Filipinach (47%).

Eksperci obawiają się, że czeka nas pandemia zaburzeń psychicznych. „Lęk klimatyczny” sam w sobie nie jest jeszcze co prawda jednostką chorobową, ale w sytuacji, gdy młodzież (i nie tylko) żyje w przewlekłym stresie i lęku, muszą pojawić się poważniejsze schorzenia.

Strach paraliżuje

Z uczuciami lęku i bezsilności musimy się zmierzyć nie tylko dla naszego zdrowia psychicznego. Nasza reakcja na kryzys ma znaczenie praktyczne, ponieważ jeszcze możemy ograniczyć rozmiary katastrofy i zmniejszyć jej konsekwencje. Największym zagrożeniem są dla nas skrajne postawy: bagatelizacja i rezygnacja. Ta pierwsza zakłada brak działania ze względu na niewiarę w kryzys, oczekiwanie, że natura sama sobie poradzi, albo przekonanie, że „jakoś to będzie”, ktoś inny się tym zajmie. Druga wynika z braku wiary w skuteczność działań – oznacza utratę nadziei na to, że zagrożeniu można jeszcze przeciwdziałać. Obie postawy skutkują biernością.

Tym, czego nam potrzeba, jest postawa konstruktywna.

Badaczki z Uniwersytetu Jagiellońskiego w swojej książce Psychologia kryzysu klimatycznego opisują tę postawę jako:

…postawę realizmu – charakteryzującą się poszukiwaniem faktów, refleksją nad nimi, przeżywaniem adekwatnych emocji klimatycznych, podejmowaniem kroków ograniczających skutki zmian przynajmniej w mikroskali, motywowaniu innych, budowaniu wspólnotowości i pozyskiwaniu dostępnego wsparcia oraz pomocy.

Warto zwrócić uwagę na to, że psycholodzy nie zalecają ignorowania emocji. Lęk, gniew, a nawet okresowa rozpacz są zdrową reakcją na zagrożenie. Ważne jest to, aby nie odbierały nam one siły do działania.

A co, jeśli to właśnie działania się boimy?

W większości dyskusji na temat przeciwdziałania zmianie klimatu wcześniej czy później pojawia się argument dotyczący kosztów zmian. Kto go poniesie? Czy wszyscy będziemy musieli zrezygnować z jedzenia mięsa, prywatnego samochodu, zagranicznych podróży, komfortowej temperatury w domu? Dlaczego akurat ja, ty, nasz naród? Czy nakłady i wyrzeczenia będą ponoszone sprawiedliwie? Czy zmiany będą oznaczały ograniczenie swobody działalności gospodarczej? I tak dalej…

Te wątpliwości podnoszone są wszędzie: w Internecie, w swobodnej rozmowie towarzyskiej, w przedwyborczej debacie polityków, podczas prelekcji na uniwersytecie. Świadczą one o lęku, że podjęcie nadzwyczajnych działań będzie się wiązało z nadzwyczajnymi kosztami i że koszty te poniosą tzw. zwykli ludzie, najmniej „ustawieni”, najmniej wpływowi. Lęk ten jest powszechny i on też jest źródłem bierności i obawy przed poparciem dla zdecydowanych działań. I z nim też musimy się zmierzyć, aby móc przeciwdziałać katastrofie.

Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić…

Kanadyjska dziennikarka i działaczka społeczna Naomi Klein opisała w książce swoje emocje w odniesieniu do kryzysu klimatycznego.

Fragment książki To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat:

Wypierałam świadomość zmian klimatycznych dłużej, niż skłonna jestem przyznać. Miałam (…) mgliste pojęcie o szczegółach i tylko przebiegałam wzrokiem większość doniesień w mediach, zwłaszcza te naprawdę budzące strach.

Jej nastawienie, jak pisze, zmieniło się, gdy uświadomiła sobie, że możemy skutecznie stawić czoła kryzysowi klimatycznemu. Wymaga to jednak aktywnej postawy i rzetelnej wiedzy. Dodatkową motywację zyskała, gdy poznała inne osoby zaangażowane w ograniczenie rozmiarów katastrofy klimatycznej, znalazła sprzymierzeńców.

Fragment książki To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat:

Przestałam się obawiać zgłębiania naukowych aspektów zagrożeń ze strony klimatu. Przestałam unikać artykułów i prac naukowych (…). Nie uważałam już, że jest to problem ekologów, przestałam sobie wmawiać, że to nie moja sprawa i nie moje zadanie.

Jak osiągnąć taką zmianę?

Przede wszystkim nie unikajmy wiedzy. Zdobywajmy informacje, patrzmy na szerszy kontekst zjawiska, jakim jest zmiana klimatu. Podejmujmy działania zgodne z tą wiedzą, wychodząc przy tym z naszych starych kolein i przyzwyczajeń. Szukajmy sojuszników, którzy myślą i robią podobnie, wspierajmy się i szukajmy wspólnych dróg skutecznego działania. Jeśli już wiemy, jaki powinien być kierunek zmian, głosujmy na polityków, którzy deklarują podążanie tą drogą (w wyborach lokalnych, parlamentarnych i europejskich). Angażujmy swoje biznesy (zwłaszcza w kluczowych dziedzinach takich jak usługi publiczne, budownictwo, rolnictwo, transport czy energetyka) w projekty zmierzające do redukcji emisji gazów cieplarnianych, przekształcajmy je zgodnie z wiedzą opartą na danych i doświadczeniach innych.

Przełamanie barier mentalnych – zwłaszcza w skali całych społeczeństw – wydaje się o wiele trudniejszym zadaniem niż pokonanie wyzwań technologicznych. Np. energetyka odnawialna rozwija się w szalonym tempie. Cena za jednostkę energii spada tam sukcesywnie i stała się konkurencyjna wobec paliw kopalnych. Coraz lepiej też wiemy, jak sprawić, aby OZE zapewniały stabilne dostawy energii (ale o tym kiedy indziej). Dlaczego więc nie korzystamy w pełni z tego postępu?

Tu nachodzi mnie ochota, aby w przewrotny sposób wrócić do rozważań o sprawiedliwym podziale kosztów transformacji…

Może na zaniechaniu działań korzystają nieliczni, bardziej „ustawieni” i wpływowi? A cenę przyjdzie zapłacić całej reszcie.